Wspomnienia z Saint-Imier, od 1872 po 2023

:

Relacja z ogólnoświatowego anarchistycznego zjazdu

cdn.crimethinc.com/assets/articles/2023/08/22/header.jpg

Z miesięcznym opóźnieniem wracamy wreszcie z wakacji z relacją z Anarchii 2023, ogólnoświatowego anarchistycznego zjazdu w Saint-Imier w Szwajcarii. Festiwal ten był okazją do uczczenia 151 rocznicy kongresu założycielskiego federacji znanej jako Międzynarodówka Antyautorytarna, która była kontynuatorką Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników (sic!), jednej z najważniejszych europejskich organizacji robotniczych XIX wieku. Zjazd w Saint-Imier, w którym wzięło udział około 5 tys. osób – głównie z Europy Środkowej, ale także z tak odległych miejsc jak Chile i Australia – mógł być największym stricte anarchistycznym wydarzeniem tego roku. Przedstawiamy tutaj różne relacje i jego oceny.

Na zjazd składało się pięć dni aktywności rozproszonych pomiędzy 12 miejscami rozsianymi po całym mieście, nie licząc improwizowanych wydarzeń w przestrzeni publicznej. Odbyło się ponad 412 warsztatów, 48 koncertów, 36 pokazów filmowych, 11 spektakli teatralnych i 7 wystaw, a także kiermasz książek z prawie 100 stoiskami. Pomimo tej oszałamiającej ilości dziejących się rzeczy, podczas większości z nich brakowało miejsc siedzących.

Robienie zdjęć było w całym Saint-Imier niemile widziane, chociaż fotografom korporacyjnych mediów udało się zrobić ukradkiem kilka zdjęć. Krótki fotoreportaż greckich anarchistów można zobaczyć tutaj.

Wlepka na ulicy Saint-Imier w lipcu 2023 roku.

Od 1872 po 2023

Po pierwsze, wyjaśnijmy o co chodzi z wydarzeniem, dla upamiętnienia którego osoby anarchistyczne przybyły do Saint-Imier.

Zanim wiosną 1871 roku wybuchła Komuna Paryska, w Międzynarodowym Stowarzyszeniu Robotników (sic!), głównej rewolucyjnej federacji robotniczej w Europie, od lat narastały napięcia. W tym czasie w Międzynarodówce istniały co najmniej cztery nurty, które możemy z grubsza podsumować poprzez powiązanie z postaciami Pierre’a-Josepha Proudhona, Louisa Auguste’a Blanquiego, Karola Marksa i Michaiła Bakunina1. Zwolennicy Proudhona starali się zmienić społeczeństwo poprzez tworzenie spółdzielni będących własnością robotników, zwolennicy Blanquiego na drodze spiskowania w celu przejęcia dyktatorskiej władzy państwowej, a zwolennicy Marksa dzięki stworzeniu partii politycznych, by konkurować w wyborach. Z kolei Bakunin i jego kompani chcieli zaatakować kapitalizm i państwo rewolucyjnymi taktykami, dążąc do zmobilizowania ogółu ludności na horyzontalnych zasadach.

W tamtym czasie, formalnie rzecz biorąc, nie istniał żaden ruch anarchistyczny. Niektóre jednostki identyfikowały się jako anarchistki (Proudhon uczynił to w 1840 roku), ale nie istniało żadne odrębne organizacyjne ciało opowiadające się za stałym sprzeciwem wobec wszelkich form państwa i kapitalizmu.

Po Komunie Paryskiej – gdy większość uczestników była w więzieniach, w ukryciu lub w masowych grobach – Marks zwołał zamknięte posiedzenie Rady Generalnej, centralnego organu koordynującego Międzynarodówki. Przy wsparciu nowego blankisty – i wbrew głosom sprzeciwu przedstawicieli szeregowych członków samego Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników – Rada Generalna oświadczyła, że “klasa robotnicza nie może działać jako klasa, chyba że poprzez uformowanie się w partię polityczną”, jednostronnie narzucając preferowaną przez Marksa strategię polityczną całej federacji.

Powszechnie uznano to za autorytarne przejęcie władzy. Członkowie Międzynarodówki w Szwajcarii potępili to w oświadczeniu znanym jako Obiegówska z Sonvillier: “Jeśli jest jakiś niezaprzeczalny fakt, potwierdzony tysiące razy przez doświadczenie, to jest nim deprawujący wpływ władzy na tych, w których rękach się znajduje”.

Kolejny kongres Międzynarodówki odbył się w Hadze we wrześniu 1872 roku. Aby zapewnić sobie większość, Marks i jego współpracownicy wykorzystali autorytet Rady Generalnej do zmanipulowania procesu, poprzez który delegaci otrzymywali mandaty. Włoskie sekcje Międzynarodówki całkowicie zbojkotowały kongres, a zwolennicy Blanquiego dołączyli do zwolenników Marksa, ratyfikując kontrowersyjny program centralizacji i autorytaryzmu, wydalając Bakunina in absentia i próbując zrobić to samo z jego zwolennikami. Jednak ku zaskoczeniu wszystkich, Marks przeforsował decyzję o przeniesieniu siedziby Rady Generalnej za Atlantyk, do Nowego Jorku – de facto próbując zabić Międzynarodówkę, zamiast pozwolić jej wymknąć się spod jego kontroli.

15 września 1872 roku, osiem dni później, delegaci reprezentujący Hiszpanię, Francję, Włochy, Szwajcarię i Stany Zjednoczone2 zebrali się w Saint-Imier, by zreorganizować Międzynarodówkę. Chociaż większość stanowili anarchiści, stworzyli oni inkluzywną strukturę, zapraszając wszystkich rewolucyjnych socjalistów do tego, by organizować się horyzontalnie, zamiast odpowiadać przed scentralizowaną, dyktatorską kadrą. (W oświadczeniu, które sporządzili, czytamy: “Kongres zasadniczo odmawia prawa ustawodawczego wszelkim innym kongresom”; “zniszczenie wszelkiej władzy politycznej jest pierwszym obowiązkiem proletariatu”.) To właśnie wydarzenie upamiętniały zjazdy w Saint-Imier w 2012 i 2023 roku.

Rok później, we wrześniu 1873 roku, delegaci z Anglii, Francji, Hiszpanii, Włoch, Holandii, Belgii i Szwajcarii zebrali się w Genewie, aby kontynuować działalność Międzynarodówki, zaczynając od tego, na czym skończyli w Saint-Imier w 1872 roku. Był wśród nich J.G. Eccarius, wcześniejsza prawa ręka Marksa, jak i César De Paepe i wielu innych długoletnich uczestników Międzynarodówki.

Nawet anarchiści często nie mają jasności co do tej historii. Na przykład w swojej relacji ze zgromadzenia w 2023 roku dla marksistowskiej gazety Junge Welt, Gabriel Kuhn umniejsza kongres w Saint-Imier, opisując go jako “ustronie dla anarchistów, którzy zostali wydaleni z Pierwszej Międzynarodówki na kongresie w Hadze” i twierdząc, że:

“Międzynarodówka Antyautorytarna miała być anarchistyczną alternatywą dla Pierwszej Międzynarodówki, którą okrzyknięto dyktatorską. Jej sukces był niewielki”.

W rzeczywistości, po pyrrusowym przejęciu władzy przez Marksa na kongresie w Hadze, zdecydowana większość członków Międzynarodówki zerwała z jego frakcją, która krótko po tym się rozpadła. Jak podkreśla to marksistowski historyk G.M. Steklov:

w najlepszym wypadku, jej dalsze istnienie było ledwo zauważalne dla postronnego obserwatora i było niczym więcej jak przeciągającą się agonią… Próby ożywienia tego trupa były bezowocne.

Tymczasem duża liczba organizacji, które składały się na pierwotne Międzynarodowe Stowarzyszenie Robotników, przyłączyła się do odbudowanej na zjeździe w Saint-Imier Międzynarodówki. Kontynuowały one współpracę, organizując coroczne kongresy przez następne pół dekady, pomimo intensywnych represji ze strony państwa3. Steklov, który sam nie był przyjaźnie nastawiony do anarchistów, dokumentuje to wszystko w swojej Historii Pierwszej Międzynarodówki.

Narracja, według której Międzynarodówka z Saint-Imier reprezentowała mniejszościowe odejście od Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników jest historycznym rewizjonizmem, w dużej mierze rozpowszechnianym przez marksistów nieczytających własnych historyków. To, co Steklov nazwał później “Międzynarodówką Anarchistyczną”, nie było, jak sugeruje Kuhn, “alternatywą” dla Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników, a prostu jego kontynuacją, uwolnioną od kadry autorytarystów, którzy bezskutecznie próbowali przejąć nad nim kontrolę. Osoby anarchistyczne nie były krnąbrną sektą w ruchu robotniczym lat 70. i 80. XIX wieku – były jego kluczowym nurtem.

Po więcej tła dla tych wydarzeń, można sięgnąć od książek Roberta Grahama We Do Not Fear Anarchy, We Invoke It: The First International and the Origins of the Anarchist Movement i Wolfganga Eckhardta The First Socialist Schism: Bakunin vs. Marx in the International Working Men’s Association. Sam Graham opublikował krótką historię kongresu w Saint-Imier i późniejszej kontynuacji Międzynarodówki.

Mural na budynku w Saint-Imier upamiętnia zegarmistrzowskie dziedzictwo miasta i lokalny ruch anarchistyczny z XIX wieku.

A co z 2023?

Od 1872 roku wiele się zmieniło.

Anarchizm, który w 1872 roku stał się formalnym ruchem, od tamtego czasu zdążył rozlać się po całym świecie, zostać doszczętnie zniszczonym przez represje, a następnie odrodzić się i rozprzestrzenić ponownie. Gdzie indziej analizowaliśmy, jak na przestrzeni ostatniego stulecia zmieniła się gospodarka i jak powinno to rzutować na współczesną rewolucyjną strategię. Tutaj wystarczy powiedzieć, że chociaż te osoby, które zebrały się w Saint-Imier w 2023 roku, były w większości takimi czy innymi pracownikami, to podzielanie zawodu czy miejsca pracy nie jest już w dzisiejszym niestabilnym kontekście solidnym punktem wyjścia do budowania długoterminowej praktyki zbiorowego oporu.

I tak więc zamiast federacji pracowniczych mamy luźniejsze sieci oparte na infrastrukturze komunikacyjnej, trzymane w kupie przez idee.

Charakterystyczne dla naszych czasów jest to, że w tym samym czasie jak coraz więcej ludzi zwraca się przeciwko kapitalizmowi, państwu i innym formom ucisku, te same siły sprawiają, że stare modele organizowania się i solidarności stają się nieskuteczne. Nie zaskakuje więc ani większa liczba uczestników niż na ostatnim takim wydarzeniu w 2012 roku, ani mniejsza liczba organizacji członkowskich z długoterminowymi programami i formalnymi procesami organizacyjnymi. Nie powinniśmy postrzegać tego ani jako porażki osób organizatorskich, ani całego ruchu; działają tu czynniki strukturalne, które przewyższają jakąkolwiek grupę organizacyjną, środowisko czy ideologię.

Podobnie nie powinniśmy wyobrażać sobie, że ci, którzy mogą z łatwością przemierzyć cały świat, by wziąć udział w takim spotkaniu, są reprezentatywni dla współczesnego ruchu anarchistycznego jako całości. Uczestniczki były nieproporcjonalne młode i pochodziły ze stosunkowo uprzywilejowanych środowisk. Wyzwania strukturalne uniemożliwiły uczestnictwo wielu osobom anarchistycznym, zwłaszcza spoza Europy.

Jeśli jednak chcemy, żeby ruch anarchistyczny nie był tylko wytworem naszych czasów, a pisał historię, to musimy stworzyć nowe, długotermine anarchistyczne projekty infrastrukturalne i sieci, które będą w stanie sprostać stojącym przed nami wyzwaniom, a także upewnić się, że przekraczają one granice przywilejów i geografii. Fakt, że tysiące osób podjęło wysiłek zebrania się w Saint-Imier w lipcu pokazuje, jak pilna jest to praca.

To, że niewielkiej liczbie osób organizujących bez żadnego wsparcia finansowego udało się stworzyć solidne wydarzenie, w ramach którego praktycznie wszystko było dostępne za darmo, jest zachęcające. Pokazuje, że anarchistyczne modele mogą odnieść sukces na większą skalę - pozostaje tylko je rozszerzyć.

Aby zaoferować wieloaspektową relację ze zjazdu w Saint-Imier, zebraxxśmy tutaj zbiór wrażeń, skomponowanych przez anarchistów z Niemiec, Rosji, Białorusi, Finlandii, Stanów Zjednoczonych i innych miejsc na całym świecie.

Relacje lokalnych gazet ze zjazdu w Saint-Imier.


Anarchistyczna infrastruktura

Pierwszy poranek spędzamy w obrębie targów książki, na których odpowiadamy za sąsiadujące ze sobą stoliki z bibułą. Kiedy zbliża się pora posiłku, delegujemy N. i B., aby zbadali sytuację. Idą więc zorientować się, gdzie serwowany jest lunch.

Kilka minut później N. wraca zniechęcony:

— Nie ma szans. Nigdy nie widziałem tylu ludzi w kolejce.

— Czy B. tam został? — pytam. — Stoi w kolejce? — Sama zaczynam robić się głodna.

— Już po nim — odpowiada N. — W tej kolejce jest z tysiąc osób, ciągnie się aż za budynek i po zboczu. Nie sądzę, że kiedykolwiek go jeszcze zobaczymy.

Pięć minut później pojawia się B., wesoło balansując kilka pełnych talerzy z jedzeniem.

— Co się stało? — pytam. — Mieli jedzenie odłożone dla osób ze stoisk?

— Nie, nie. Po prostu poszło zaskakująco szybko — powiedział, wyglądając na niemal osłupiałego.

Wychodzę, by sama przyjrzeć się kolejce. Muszę przejść spory dystans, aby dostać się na jej tył. Kilka razy wydaje mi się, że dotarłam do końca, a okazuje się, że wciąż jestem gdzieś pośrodku. W końcu się do niej ustawiam. Muszę być setki metrów od miejsca, w którym serwowane jest jedzenie.

— Jeśli ta kolejka przesuwa się tak wolno jak kolejki do toalet, to będę w niej stała jeszcze o zmroku — myślę.

Ale kolejka rzeczywiście porusza się szybko. Jestem przyzwyczajona do stania w kolejce, ale w tej cały czas idziemy do przodu. Może ludzie przed nami rezygnują i odchodzą? Ale nie, posuwamy się naprzód w stałym tempie.

Po kilku minutach widzę przed sobą dwa rzędy stolików. Kolejka dzieli się na dwie części i przechodzi między nimi. Po drugiej stronie każdego ze stołów aż kotłuje się od krzątających się osób. Jestem przyzwyczajona do jednego wolontariusza leniwie nakładającego ziemniaki na talerz, a zamiast tego widzę ich pół tuzina, przygotowujących talerze z jedzeniem w szybkim tempie i rozkładających je na stołach w rzędach. Najwolniejszą częścią całej operacji jest odbieranie talerzy. Można wziąć ich tyle, ile jesteś w stanie unieść i nikt nie patrzy na ciebie krzywo. Wszystko to funkcjonuje naprawdę niesamowicie.

Po jedzeniu biorę swój brudny talerz i idę w poszukiwaniu stanowiska do zmywania naczyń. Spodziewam się pozmywać je samej w pachnącej wybielaczem brudnej wannie z szarą wodą; zamiast tego naczynia zmywa kilkudziesięciu ludzi. Nie mogę nawet zmieścić się w namiocie, który postawili – jest ich zbyt wielu. Nalegają, abym odłożyła swoje naczynia na stos i zostawiła je im.

Następnej nocy odkrywam, że mój towarzysz przegapił kolację. Zgodnie z harmonogramem minęło kilka godzin, odkąd zespół kuchenny skończył wydawać posiłki. Mimo to, na wszelki wypadek, udaję się do strefy wydawki, by sprawdzić, czy znajdę coś, co mógłby zjeść. Wyobrażam sobie resztkę chleba lub coś w tym rodzaju.

Nie ma już nikogo w pobliżu – przynajmniej nie po stronie odbierającej. Sytuacja nie wygląda obiecująco.

Ale kiedy podchodzę do stołów, widzę, że ktoś stoi za jednym z nich, wciąż nakładając jedzenie na talerze i ustawiając je na stole. Wygląda to na inne menu niż to, które podano na kolację. W tym mieście jest 5000 anarchistów, ale tutaj nie ma nikogo innego, tylko nas dwoje.

— Wiesz może, czy te porcje są zaklepane dla jakiejś konkretnej grupy albo wydarzenia? — pytam, wskazując na pełne talerze jedzenia, które rozstawia.

— Nie mam pojęcia – odpowiada, nie przerywając pracy. Wygląda na osaczonego ale zdeterminowanego; tak zawsze wyobrażałam sobie kronsztadzkich rebeliantów.

— Ciągle mi je donoszą, więc je wystawiam.

— Kto? Czy jest ktoś, kto może odpowiedzieć na moje pytanie?

Gestem wskazuje za siebie. Z pewnej odległości zbliża się pracownik kuchni, by uzupełnić zapas soczewicy.

— Czy to jedzenie dla jakiejś konkretnej grupy lub wydarzenia? — pytam ponownie.

— To jedzenie? — odpowiada spokojnie pracownik kuchni, wskazując na rzędy pełnych talerzy z jedzeniem, które piętrzą się na stole.

— Nie, to jest dla wszystkich.

Anarchia działa. A przynajmniej — jeśli spotkanie w Saint-Imier jakimkolwiek wskaźnikiem — w anarchistycznym społeczeństwie nikt nie będzie chodził głodny.

Relacje lokalnych gazet ze zjazdu w Saint-Imier.


Śmiały eksperyment

Anarchia 2023 był odważnym i ryzykownym eksperymentem w samoorganizacji. Zjazd praktycznie podwoił ilość mieszkańców wioski. Powiedziano mi, że grupa go inicjująca składała się z około dziesięciu osób, więc większość organizacji pozostawiono kolektywom i zaproszonym osobom, które przeważnie były sobie zupełnie obce. Niemniej jednak wszyscy organizatorzy przyjęli bardzo idealistyczne, anarcho-komunistyczne podejście do wszystkiego. Nikomu nie płacono, nikt nie musiał płacić więcej, niż wolną cenę za rzeczy takie jak jedzenie czy zakwaterowanie, nikt nie sprawował ról kierowniczych i każdy mógł ogłosić warsztaty i zająć miejsce na nie.

Organizatorzy tolerowali bardzo szeroki zakres poglądów, w tym kilka zupełnych wzajemnych przeciwieństw. Zauważyłem, że niektóre dyskusje mające na celu wyłącznie otwartą krytykę innych istniejących projektów anarchistycznych zostały usunięte z programu, ale wciąż było w nim wiele wydarzeń, które robiły to nieco bardziej subtelnie.

Nie wiem, czy wydarzenie było katastrofą finansową, ale jeśli chodzi o jego funkcjonowanie na codzień, to powiedzixxbym, że było wielkim sukcesem. Szczególnie zdumiewająca i całkowicie skalowalna była organizacja posiłków: nigdy nie musiałem czekać w kolejce dłużej niż 20 minut, mimo że wlewało się do niej tysiące osób. Jedzenie było zapewnione dla osób z określonymi potrzebami dietetycznymi, takimi jak celiakia; była nawet specjalna strefa dla tych, które nadal chciały nosić maseczki i zachować dystans społeczny.

Ze względu na ogromną liczbę tematów i prezentacji trudno było uzyskać ogólny obraz wydarzeń, a ja byłam głównie zajęta realizacją własnego obszaru zainteresowań – spotkaniami z osobami aktywistycznymi z Europy Wschodniej i planowaniem z nimi wspólnych projektów. Prawdopodobnie większość innych uczestników była podobnie zajęta. Oznacza to, że tak naprawdę nie była to Anarchia 2023, ale raczej Anarchie 2023 – nie jeden ruch, ale niezliczone różne ruchy, które po prostu przecinały się w czasie i przestrzeni, będąc w niewielkim stopniu ze sobą powiązane.

Nigdy nie miałem okazji spotkać żadnych anarchistów zaangażowanych w ruch przed II wojną światową, więc byłem bardzo szczęśliwy, mogąc posłuchać Bena Morei, który miał ogromny wpływ na kształtowanie się współczesnego ruchu anarchistycznego, na przykład poprzez ukucie terminu affinity group.

Wieża zegarowa w Saint-Imier upamiętnia historię miasta jako centrum produkcji zegarków.


Anarchistyczna inicjatywa

Dojście na miejsce pierwszego warsztatu, na który się wybieram, zajmuje dwadzieścia minut. Kiedy docieram na miejsce, kolejne dziesięć minut zajmuje mi przedarcie się przez tłoczący się przy wejściu tłum i wejście na drugie piętro. Tam odkrywam, że na tę samą salę zarezerwowano dwa osobne wydarzenia. Przeszukiwanie Internetu nie pomaga – w oficjalnym harmonogramie oba wydarzenia mają ten sam numer sali.

Uczestnicy obu wydarzeń tłoczą się w pokoju. Nie jest on wystarczająco duży, by pomieścić ich wszystkich, a wiele innych osób jest uwięzionych na korytarzu, co dodatkowo blokuje ruch.

To nie ja prowadzę tę prezentację, ale chcę ją zobaczyć, a dekady anarchistycznego organizowania się dały mi silne poczucie własnej sprawczości:

— Musimy przenieść jedną z prezentacji do innego pokoju — oświadczam, mając nadzieję, że pomoże mi to dowiedzieć się kim są prezentujący.

— My nie możemy wyjść — odpowiada ktoś zaangażowany w ten drugi, nieinteresujący mnie warsztat. — Wyświetliliśmy już nasze wizualizacje na ścianach.

Pewien uczynny Fin, który, podobnie jak ja, nie jest szczególnie związany z prezentacją, w której obaj próbujemy uczestniczyć, wychodzi, aby sprawdzić, czy są jeszcze jakieś wolne pokoje.

— Niech nikt nie wychodzi, poszukamy innego miejsca! — ogłaszam. Daje to pewnej młodej osobie mylne wrażenie, że jestem w pozycji autorytetu.

— Wiesz może, kiedy ten warsztat się zacznie? — mówi.

— Jest już pięć minut po czasie.

— Słuchaj — odpowiadam — nie jestem odpowiedzialny za to wydarzenie. Staram się tylko upewnić, że się odbędzie. Nie odpowiadam za całe to zamieszanie.

W końcu Fin wraca, zajmując inny pokój, a wydarzenie rozpoczyna się z kilkuminutowym opóźnieniem.

Następnego dnia sam mam poprowadzić warsztat. Bazując na swoim doświadczeniu, upewniam się, że dotrę do sali całe czterdzieści minut wcześniej. Ku mojemu zaskoczeniu, jest prawie pusta.

Otwieram komputer i zaczynam kombinować, jak podłączyć go do projektora. Nie jestem osobą, którą można nazwać technicznie uzdolnioną.

Gdy próbuję znaleźć kabel, podchodzi do mnie bardzo poważny latynoski dżentelmen.

— Chcę postawić sprawę jasno — mówi —Nie jestem tu za nic odpowiedzialny. Nie zajmuję się tutejszymi wydarzeniami.

— W porządku. A wiesz, kto jest?

— Nikt.

— To świetnie — mówię zrozpaczony.

— Ok, to jak już mamy to z głowy to: masz port HDMI? — kontynuuje energicznie. — Jeśli chcesz być w transmisji na żywo, będziemy musieli ustawić kamerę w tej pozycji. Jeśli wolisz pozostać anonimowy, przeniesiemy ją tutaj, aby pokazywała tylko ekran, a ty będziesz musiał pamiętać, aby nie przekraczać tej niewidzialnej linii. Potrzebujesz dostępu do podium? Ilu was jest i kiedy przyjdą twoje towarzyszki?”.

Znak w jednym z budynków, w którym odbywały się wydarzenia podczas anarchistycznego zjazdu w Saint-Imier, zdający się sugerować, że niektóre z dyskusji były zapowiadane jako pułapki mające zmusić niczego niepodejrzewających uczestników do samoorganizacji.


Co daje mi nadzieję

Para gigantycznych kukiełek kościotrupów kołysząca się na wypełnionym po brzegi parkiecie. Kryte lodowisko zamienione w ogromny hangar dystrybucji literatury. Namiot, w którym można było dostać wegańską pizzę upieczoną przez naszych towarzyszy – pod warunkiem, że chciało się na nią czekać. Osoby rozwalone na pustych pastwiskach wokół wioski, rozmawiający i drzemiący w słońcu. Najdłuższa kolejka do kuchni, jaką kiedykolwiek widziałom, ale także zaskakująco sprawna i szybka. Wszystkie rowery poprzypinane przed główną przestrzenią pokazową, bo nawet sobie wzajemnie nie ufamy. Hala wypełniona setkami ludzi skandujących “Siamo Tutti Antifascisti!” [Wszyscy jesteśmy antyfaszystami], wszyscy z całego serca. Natknięcie się na wystawę sztuki na patio na dachu, na której są bańki mydlane, chipsy w kształcie misiów i wyświetlane są grafiki wykonane przez niektóre z tutejszych dzieci. Trzymanie się za ręce i wpatrywanie się w Drogę Mleczną, wymyślanie życzeń przy spadających gwiazdach tak długo, aż świt nie rozleje się niebiesko po horyzoncie, zapowiadając nadchodzący dzień.

Przyjeżdżam późno w nocy i pierwszą rzeczą, którą widzę, są niezliczone małe namioty i przyczepy kempingowe rozciągnięte na pustych pastwiskach dla krów. Idąc przez noc, kieruję się do głównej przestrzeni koncertowej, obejmuję ukochanx i łapię kilka ostatnich piosenek kolumbijskiego zespołu punkowego. Powrócę do tej hali w nadchodzące noce, aby porozmawiać z przyjaciółmi i rozkoszować się hip-hopowym duetem i witchtrapowymi setami DJ-skimi, wtańczając się z powrotem do mojego ciała, do domu.

W ciągu dnia skanuję oczami harmonogram, szukając czegoś dla mnie optymalnego: interesujących mnie warsztatów w językach, które rozumiem. Moją uwagę przykuwa prezentacja o Gustavie Landauerze, XIX-wiecznym anarchistycznym poecie-mistyku, ale niestety jest ona zaplanowana w czasie, kiedy już mam pewne zobowiązanie. Wracam do swoich zajęć i sprawdzam harmonogram później akurat by dowiedzieć się, że wykład o Landauerze został przeniesiony na wczesny wieczór. Wchodzę więc po zboczy, zamierzając po drodze wstąpić na warsztaty somatycznego doświadczania. Zatrzymuję się i wykonuję kilka ćwiczeń oddechowych i uziemiających prowadzonych przez prezentera, który na przemian mówi po angielsku i francusku. Następnie przechodzę przez zatłoczony plac, gdzie ludzie zebrali się, aby wysłuchać porywającej prezentacji.

Gigantyczne kukiełki szkieletów podczas występu hip-hopowego podczas zjazdu w Saint-Imier, lipiec 2023 roku.

Przysięgam, że ponad zgiełkiem słyszę nikły śpiew; przyciąga mnie. Wracając przez zatłoczony plac z dala od miejsca wykładu o Gustavie Landauerze, śledzę słodkie dźwięki dobiegające zza rogu; grupa osób anarchistycznych zebrała się na dziedzińcu kościoła. Mój drogi przyjaciel dał mi znać, że będzie tu anarchistyczny chór – a teraz się na niego natknąłem.

Z zachwytem i podziwem stoję i słucham. Wtrącam się tam, gdzie mogę, zaglądając przez ramię komuś ze śpiewnikiem.

W końcu wyrywam się żeby złapać choć odrobinę prezentacji o Landauerze. Wracam przez miasto i wspinam się po schodach, by załapać się na ostatnie kilka minut. Puenta jest taka, że okazuje się, że wykład był tak naprawdę o Spinozie, a raczej o związku Gustava Landauera z pracą Spinozy.

W pewnym momencie jednak prowadzący zauważa, że Landauer napisał, że kiedy ktoś staje się twoim towarzyszem, zyskujesz podwójnie: po pierwsze, zdobywając nowego przyjaciela, a po drugie, mając o jednego wroga mniej. Już sama ta perełka sprawiła, że warto było przyjść.

Mój czas w St. Imier był intensywny i pełny. Czułom się, jakby czas się rozciągał, a potem z powrotem kurczył. Jeden dzień wydawał się wieloma, a dwa dni tygodniem. Podobnie jak wielu innych ludzi na tym świecie, uważam się za zagubione dziecko, oderwane od spełniającego mnie dziedzictwa kulturowego i pozbawione związku z jakąkolwiek ziemią. Staram się odbudować to drugie w moim codziennym życiu, a to pierwsze wciąż buduję, tracę i odbudowuję. Pojechałom do St. Imier po części dlatego, by połączyć się z anarchistycznym rodowodem, który wiąże mnie z historią, łącząc mnie zarówno z przeszłością, jak i przyszłością. Rodowodem, który przez ostatnie dwadzieścia pięć lat pomagał mi nadać sens mojemu życiu.

To poczucie przynależności poczułem w końcu w małej szwajcarskiej wiosce z ulicą o nazwie Rue Bakounine; nić, która wciąż ściąga mnie do domu. Nie chodzi o to, że te tymczasowe przestrzenie sprawiają, że czuję się młodo, ale o to, że przypominam sobie, kim jestem. Rzeczą, która była najbardziej godna uwagi w małym miasteczku wypełnionym tysiącami anarchistów, nie było to, kto tam był, ale kogo nie było – bo pomimo obecności wielu, wielu anarchistów, wiem, że na całym świecie jest znacznie więcej tych nieobecnych. I to właśnie daje mi nadzieję.

Śpiewnik anarchistyczny używany podczas śpiewu w chórze na zjeździe w Saint-Imier.


Inspiracja, której potrzebujemy

Wróciłem do domu ze zjazdu w Saint-Imier z nową motywacją i siłą. Spacer uliczkami miasteczka, w którym na każdym kroku mijało się samoorganizujące się warsztaty i dyskusje w różnych językach, po raz kolejny pokazał mi, co staje się możliwe, gdy ludzie spotykają się w samoorganizujących się przestrzeniach.

Wymiana pomysłów i doświadczeń, omawianie strategii, spotkania ze starymi towarzyszami i przyjaciółmi oraz poznawanie nowych, targi książki wypełniające całe lodowisko (pojebane, co nie?)… Bycie otoczonym przez tysiące anarchistów z całego świata, dzielących podobne idee i połączonych różnymi walkami, które toczymy… Wszystko to bardzo mnie zainspirowało. A by kontynuować naszą walkę desperacko potrzebujemy inspiracji.

Z drugiej strony, zjazd pozostawił mnie z wieloma otwartymi pytaniami dotyczącymi tego, jak radzić sobie z konfliktami i sprzecznościami w naszym ruchu. Co jest potrzebne, abyśmy byli gotowi słuchać siebie nawzajem, abyśmy mogły się razem uczyć i rozwijać? W którym momencie solidarność staje się pustym frazesem? Jak realizujemy nasze ideały ponad granicami w czasach wojny? Ile formalnej lub nieformalnej organizacji potrzebujemy? Co uważamy za zwycięstwo w walkach, w które jesteśmy zaangażowani?


Wyobraź sobie Mędzynarodówkę Autorytarną…

Korporacyjni reporterzy dyskutujący o spotkaniu w Saint-Imier powtarzali utarte frazesy na temat anarchizmu. “Wiele z tego, co jest tu oferowane, jest ze sobą sprzeczne”, oświadczył jeden z dziennikarzy. Krytykując wykład starszego Niemca, który papugował prorosyjskie hasła na temat Ukrainy – a który spotkał się z małym zainteresowaniem – ten sam autor się wymądrzał:

“To byłoby nie do pomyślenia w wyselekcjonowanym, moderowanym programie. Ale wymagałoby również więcej władzy, niż chciałaby tego większość anarchistów”.

Wiele osób, które nie miały wcześniej styczności z anarchizmem, przyjmuje za pewnik, że “więcej władzy” jest rozwiązaniem każdego problemu. Pytanie oczywiście brzmi, jak zdecydować, kto ma sprawować tę władzę. W Rosji, w której można znaleźć więcej władzy niż w Szwajcarii, to władze forsują tezy, z którymi ten dziennikarz się nie zgodził.

Dla perspektywy, wyobraźmy sobie porównywalne spotkanie strony przeciwnej. Wyobraźmy sobie Międzynarodówkę Autorytarną i wydarzenie zapraszające wszystkich, którzy szczerze wierzą we władzę jako wartość samą w sobie. Czy taki zjazd byłby mniej wewnętrznie sprzeczny, mniej sporny?

Jaką lokalizację i rocznicę wybraliby zwolennicy władzy? Każdy nacjonalista zaproponowałby stolicę swojego kraju; każdy monarchista argumentowałby za datą założenia swojej ulubionej dynastii. Być może Rzym mogłoby zadowolić prawie wszystkich: republikanów za Republikę Rzymską, imperialistów za Cesarstwo Rzymskie, autokratów za zamach stanu, który przekształcił to pierwsze w drugie, katolików za Watykan, a neo-nazistów za Marsz na Rzym, dzięki któremu do władzy doszli faszyści. Ale którą datę by wybrali?

Nawet jeśli mogliby zgodzić się co do miejsca i czasu, pomyśl, jak gorzko by się kłócili, zjednoczeni jedynie wiarą w znaczenie hierarchii, centralizacji i dominacji. Zwolennicy teokracji, dyktatury wojskowej, oligarchii korporacyjnej i republiki konstytucyjnej przekrzykiwaliby się nawzajem, każdy starając się zmusić innych do posłuszeństwa preferowanemu despocie lub kodeksowi prawnemu. Wielbiciele Ayn Rand kłóciliby się ze stalinistami; głosujący na Trumpa członkowie Ku Klux Klanu biliby się z gorliwymi norweskimi socjaldemokratami.

W jaki sposób technokraci i przywódcy milicji rozwiązaliby różnice w sposobie podziału władzy? Głosowanie? Rygorystyczny proces ubiegania się o pracę? Czysta siła?

Kapitaliści walczyliby o to, by się nawzajem oszukiwać. Żywność, mieszkania i inne artykuły pierwszej potrzeby byłyby dostępne tylko po cenach rynkowych – lub gorzej, gdyby jakiemuś magnatowi lub agencji państwowej udało się ustanowić monopol. (A czym jest monopol, jeśli nie “większą ilością władzy” w dziedzinie ekonomii?)

Zamiast kłócić się o to, jak zakończyć wojnę w Ukrainie, uczestnicy mogliby spierać się o to, jak na niej zarobić lub naśladować strategie Putina w zakresie tłumienia ruchów protestacyjnych. Zamiast debatować nad zasadami bezpieczeństwa przy COVID-19, niektórzy dyskutowaliby o tym, jak stworzyć sztuczny niedobór w dostępie do leczenia jako sposób na zwiększenie zysków, podczas gdy inni badaliby, jak wykorzystać lockdawny jako pretekst do stłumienia sprzeciwu. Za znaczną opłatą uczestnicy mogli wybierać między warsztatami o tytułach takich jak “Zorganizuj swój własny zamach stanu” i “Żelazne rządy prawa”.

Zatrzymajmy się tutaj, zanim przypadkowo wymyślimy na nowo Ligę Narodów lub nowojorską giełdę. Patrząc przez ten pryzmat, różne grupy i dyskursy, które zbiegły się w Saint-Imier, wyglądają zaskakująco spójnie. Przyjęcie jako punktu wyjścia tej prostej idei, że nierówność i ucisk są złymi rzeczami, nie rozwiąże wszystkich stojących przed nami kwestii, ale kieruje nas na właściwą drogę.

Stoisko CrimethInc. na targach książki w Saint-Imier – jednego z prawie stu anarchistycznych projektów wydawniczych, które brały w nich udział.


Czegoś brakowało

Trudno ocenić festiwal w Saint-Imier. Tysiące anarchistek z różnych części świata (głównie z zachodniej/południowej Europy) stworzyło tak wiele równoległych światów, że nikt nie byłby w stanie powiedzieć czegokolwiek o większości z nich. Od przedstawień teatralnych i koncertów po targi książki i setki warsztatów/prezentacji/spotkań. Była różnorodność ruchu anarchistycznego, ale jednocześnie czegoś brakowało…

Na wydarzeniu, które celebruje jeden z bardzo ważnych kroków w wyłanianiu się zorganizowanego ruchu anarchistycznego, było niewiele przestrzeni na kwestie, które mogłyby popchnąć nas w stronę międzynarodowej organizacji. Rozmawiając o tym z niektórymi towarzyszami, usłyszałem, że to niewłaściwe oczekiwania wobec wydarzenia, które przedstawiało się jako festiwal, a nie kongres czy coś w tym rodzaju.

Jako festiwal, wydarzenie w Saint-Imier się broni – rozrywki i poważnych punktów programu było wystarczająco, by się nie nudzić. Była infrastruktura konsumpcji i wolontariatu. Ale poza konsumpcją, rewolucyjne idee XIX wieku zdały się zniknąć z części ruchu anarchistycznego w taki sam sposób, w jaki zniknęły z głów szwajcarskich zegarmistrzów.

Wraz z zanikiem ruchu w niektórych częściach świata, pozostaje pytanie: czy potrzebujemy więcej festiwali z całkowicie otwartymi programami, mając nadzieję, że gdzieś za zamkniętymi drzwiami trwa współpraca? (Jestem całkiem pewien, że w St. Imier była jakaś współpraca, przynajmniej na poziomie poszczególnych grup). A może międzynarodowemu ruchowi anarchistycznemu brakuje czegoś ważniejszego, aby utrzymać idee przy życiu i nadal wspierać się nawzajem ponad granicami?

Sztuka uliczna w Saint-Imier przedstawiająca cytat Hélène Cixous.


Wiejskie życie

Międzynarodowy Zjazd Antyautorytarny, który odbył się w małym miasteczku Saint-Imier, stworzył coś w rodzaju równoległego życia wiejskiego.

Ta licząca 5 tys. anarchistów wioska żyła intensywnym wiejskim życiem; miała plotki, intensywne konflikty, pomoc wzajemną i rutynę, w ramach której jednoczęsnie codziennie na każdym rogu napotykaliśmy te same osoby, ale niektórych nie udało nam się spotkać ani razu. Niektórych irytował format: nie mogli zrozumieć, czy to zgromadzenie, czy festiwal, czy coś pomiędzy.

Weterani wcześniejszych spotkań w Saint-Imier mówili, że takie zażarte debaty zawsze miały miejsce, ale zmieniały się tematy. W porównaniu z ostatnim dużym zjazdem (w 2012 roku), tegoroczny było znacznie spokojniejszy i nie było debat o tym, czy jeść mięso – tym razem wszystko było wegańskie z kuchniami do przygotowywania bezglutenowego jedzenia i dodatkową kuchnią dla alergików. Cudownie! Niesamowite wysiłki zaopatrzeniowe. I żadnych zadym ze strony mięsożerców.

To była niesamowita przestrzeń, w której można było spotkać ludzi z Chile i Białorusi, i porównać ich doświadczenia związane z uczestnictwem w powstaniach i radzeniem sobie z represjami. Jednego dnia, o tej samej porze, można było wybrać między warsztatami “aborcja DIY” i “szczęśliwy poród”.

Oto niektóre z kontrowersyjnych kwestii tego roku:

  • Odbyło się kilka rozmów na temat “dyktatury koronawirusa” i “przymusowych” szczepień, co zirytowało wiele osób ze względu na skręt w kierunku teorii spiskowych. Kilka osób podniosło swoje antyszczepionkowe przekonania nawet na warsztatach, które nie miały nic wspólnego z tematem.
  • Krytyka antyrasistowska (na przykład krytyka prezentacji Sea Punks, która miała odzwierciedlać postawę “białego zbawiciela”).
  • Była wielka awantura o atak na jeden stolik z książkami, gdzie zniszczono kilka książek, które napastnicy uznali za islamofobiczne.

Dla nas największym konfliktem był temat wojny w Ukrainie. Wybuchł on drugiego dnia podczas dyskusji przy okrągłym stole na temat ukraińskiego oporu wobec inwazji. Organizatorzy nie byli zainteresowani dyskusją o tym “czy” wspierać ukraiński opór; chcieli rozmawiać o tym “jak”. Niektórzy samozwańczy anty-militaryści nie zaakceptowali tego; w końcu zaczęli krzyczeć o cenzurze, mówiąc takie rzeczy jak “Ty nie wiesz czym jest anarchia!”.

W ciągu tygodnia odbyło się również kilka tak zwanych wydarzeń antymilitarystycznych, które nie zostały zakłócone przez tych, którzy wspierają antyautorytarnych bojowników na froncie ukraińskim. Ale jednak podczas panelu na temat antyautorytarnych perspektyw wsparcia dla ukraińskiego ruchu oporu, kilka osób nazywających się grupą antymilitarystyczną próbowało sabotować wydarzenie. Doszło do krzyków i przepychanek, które zretraumatyzowały osoby z Ukrainy przemawiające na podium. Śmiali się głośno podczas minuty ciszy dla naszych towarzyszy, którzy zginęli walcząc przeciwko Putinowi. To wszystko było brzydkie i sprzeczne z solidarnością, a nawet ludzką przyzwoitością. Jednak w ostatecznym rozrachunku było znacznie więcej ludzi gotowych wysłuchać doświadczeń anarchistów bezpośrednio dotkniętych wojną i imperializmem Putina. Dotarło do nas wiele głosów solidarności z całego świata, a to dodawało sił.

Najprzyjemniejszą rzeczą, o której usłyszeliśmy, były warsztaty z antyfaszystowskiego jodłowania, podczas których nawet ludzie, którzy opierają się śpiewaniu, otworzyli swoje umysły i usta i znaleźli chwilę wzajemnego relaksu w regulowaniu swojego głosu.

Ostatniej nocy spotkaliśmy na ulicy lokalnych mieszkańców, którzy rozmawiali o zjeździe. Jeden mówił drugiemu, że to dobrze, że to wydarzenie miało miejsce: w końcu w wiosce była jakaś aktywność. I to pomimo wszystkich graffiti, blokowania ulic i odwoływania pociągów.

Zjazd w Saint-Imier był… różnorodny, emocjonalny, żywy i głośny.

P.S.: W niedzielę wieczorem, po zakończeniu wydarzenia, gdy osoby sprzątały i wracały do domów, przez miasteczko przeszła silna burza z piorunami. W wiadomościach podano, że na rynku było półtora metra wody, ale nikt nie został ranny. Mamy nadzieję, że wszyscy byli bezpieczni!

“Proszę, nie wywołuj konfliktów politycznych”. Satyryczny znak w Saint-Imier.


Kilka uwag

DPA [Deutsche Presse-Agentur] – największa agencja prasowa w Niemczech – swoje sprawozdanie ze zjazdu anarchistów zakończyła “wybitnym” wnioskiem, że choć w St. Imier była nawet ulica imienia Bakunina, to była to ślepa uliczka.

Oczywiście nie jest to moja ocena idei anarchistycznych. Jednak ja również muszę pokręcić głową na niektóre tendencje w anarchistycznej subkulturze. Moje uczucia wahają się od rozbawionego zdumienia do smutnej rezygnacji.

Na przykład z braku jakiejkolwiek innej infrastruktury komunikacyjnej o podobnym zasięgu, zespół organizacyjny próbował dotrzeć do uczestników poprzez ogłaszanie komunikatów przez megafony przy kolejkach po jedzenie. Mówi się nam, że ludzie powinni przechodzić przez tory tylko na oficjalnych przejazdach kolejowych, w przeciwnym razie Orgateam zostanie obciążony ogromnymi karami. A jeśli fasady domów zostaną pomalowane, to zbiorowa kasa będzie musiała zapłacić za sprzątanie, a ponadto brak sympatii w wiosce zmniejszy szansę, że takie wydarzenie będzie mogło się tu ponownie odbyć.

Od czego powinienem zacząć? Czy powinnam zauważyć, że śmierć Sébastiena we Francji w 2004 roku nauczyła mnie wchodzenia na tory kolejowe tylko podczas dobrze zaplanowanych akcji? Że nie mam absolutnie żadnego pojęcia o szwajcarskim prawie i w związku z tym nie wiem, czy to, że uczestnicy imprezy przechodzą przez tory stwarza ryzyko finansowe dla organizatorów? Że chciałbym, by takiej informacji mi udzielono? Że ogłoszenia były głównie o pieniądzach, a nie o sensie, bezsensie czy niebezpieczeństwie przechodzenia przez tory? Że prowadzenie subkulturowych debat za pomocą lakieru na ścianach domów w Saint-Imier wydaje mi się nie na miejscu?

Ale mój pierwszy impuls jest inny: nieposłuszeństwo. I myślę, że to z powodu formy komunikacji.

Miałem wrażenie, że przez niektórych tych ludzi z megafonami zostałem potraktowany tak samo protekcjonalnie, jak władze traktują mnie w innych miejscach. Ich apele zdawały się bezrefleksyjnie zakładać, że “my” chcemy “tego samego”. Czym jest to “to samo” przekazywane w podtekście? Pozytywne relacje ze zjazdu w mediach? Gmina, która nie będzie miała nic przeciwko ponownemu zorganizowaniu takiego wydarzenia za dziesięć lat? To, czy osobiście podzielam te cele, nie ma znaczenia dla mojego dyskomfortu. Niepokoi mnie rzeczowość, z jaką inne poglądy są określane jako niepożądane odchylenia. Ponieważ odpowiedzi mogą być inne i te poglądy również zasługują na swoją przestrzeń.

“Prosimy o nie umieszczanie znaków, jeśli nie jesteś organizatorem”. Ironiczny znak.


Historia krytyki

Ludzie mają tendencję do patrzenia na przeszłość przez różowe okulary, skupiając się jednocześnie na negatywnych aspektach teraźniejszości, i osoby anarchistyczne nie są tu wyjątkiem. Porównując na przykład zjazd z 2023 roku z tym z 2012, niektórzy uczestnicy narzekali, że podczas gdy zjazd z 2012 roku był poważnym wydarzeniem politycznym, to zjazd z 2023 był po prostu wielką imprezą.

Nie byłem na zjeździe z 2012 roku, ale czytałem relacje, które pojawiły się później. Uczestnicy zarzucali, że nie było wystarczająco dużo znaczących treści politycznych, że dyskusje były powierzchowne, że nie było wystarczającego zaangażowania w kwestię rasy i płci oraz że brakowało akomodacji dla potrzebujących ich osób. Pojawiły się kontrowersje związane z rzuceniem tortem w polityka, który najwyraźniej potępiał wojujący anarchizm, a weganie przeprowadzili interwencję przeciwko uczestnikom, którzy gotowali mięso.

Z krytyką tamtego zjazdu spotkali się również organizatorzy – za próbę samodzielnego przygotowania programu. Jak narzekała jedna osoba: “Jeśli w przyszłości zostanie zwołane kolejne międzynarodowe spotkanie, byłoby wspaniale zobaczyć anarchistyczne zasady współpracy i współodpowiedzialności na czele organizacji”.

Możliwe, że organizatorzy spotkania w 2023 roku poszli w drugą skrajność, tworząc niemal całkowicie otwarty proces, w ramach którego każdy mógł ogłosić wydarzenie. A jednak, co zaskakujące, eksperyment ten był mniej lub bardziej udany. Następnym razem możemy spodziewać się, że organizatorzy ponownie dokonają nadmiernej korekty, reagując na niedociągnięcia i krytykę tegorocznego spotkania.

Krytyka jest istotną częścią organizacji. Ale właściwą rolą krytyki jest informowanie o naszych własnych aktywnych wysiłkach, a nie kiszeniu się w negatywności czy zmuszaniu innych siłą do robienia rzeczy tak, jak byśmy tego chcieli. Nie powinniśmy odwracać uwagi od ogromnych osiągnięć naszych towarzyszy faktem, że wciąż jest miejsce na poprawę.

Podobnie, nie wyobrażajmy sobie, że ruch anarchistyczny może osiągnąć to, czego pragniemy, bez naszego własnego aktywnego zaangażowania.

Duchy przeszłości: kukła szkieletu na zjeździe w Saint-Imier.


W towarzystwie ducha Mary Shelley

Znaleźliśmy się w Jurze, doświadczając jakiejś fantasmagorii spowodowanej jet-lagiem i temperaturą. Po dotarciu do Saint-Imier użyliśmy kilku francuskich słów – które nie wyparowały z naszych umysłów – jako zaklęć, aby przywołać espresso, które uwolniłoby nad od zamglenia. Z każdą kolejną filiżanką stawaliśmy się bardziej świadomi tego, co się właściwie dzieje. Byliśmy pod coraz większym wrażeniem logistyki jedzenia i coraz bardziej zafascynowani tłumami. Każdego dnia przybywało coraz więcej ludzi z Ameryki Łacińskiej, Bałkanów, Europy Wschodniej i, z jakiegoś powodu, szczególnie wielu z Lipska w Niemczech.

Chociaż było to w dużej mierze językowe morze francuskiego i niemieckiego z plamami włoskiego lub hiszpańskiego, nasze amerykańskie akcenty przebijały się przez jego prądy i docierały do ciekawskich uszu. W jednym przypadku brytyjski anarchista zaczął nas zagadywać nad strumieniem obok lodowiska, w którym odbywały się targi książki. Porównywałyśmy opinie na temat nurtów transfobii i rekuperacji walki trans w imię tożsamości konsumenckich w naszych kontekstach. Ubolewając nad koszmarem klimatycznym, zbadaliśmy powiązaną z nim możliwość, że winiarnie typu dark horse dopną swego. Dokonaliśmy przeglądu dram z anarchistycznych bookfairów w naszych regionach i współczuliśmy doświadczania tragicznej sytuacji ekonomicznej, będąc jednocześnie zlokalizowanymi w imperialnym rdzeniu.

Kolejne takie spotkanie miało miejsce za Espace Noir. Siedziałośmy w gęstym dymie, sami w tłumie, rozmawiając przez chwilę o różnych rzeczach, ale kiedy jeden z nas wspomniał o Chicago, a drugi o gorgonach, starsza Szwajcarka wtrąciła: “O co chodzi z tymi gorgonami?”

“Gorgony były kiedyś postaciami opiekuńczymi” – odpowiedział jeden z nas. Rozmowa przeszła od potworów jako zwiastunów do potwora Frankensteina jako przedstawienia “odrzuconych” i “wykluczonych”, a stamtąd do odkrycia, że Mary Shelley napisała Frankensteina podczas podróży pociągiem w Jurze, cytując poezję swoich przyjaciół. Wszyscy śmialiśmy się z piwa “Schützengarten”, co otworzyło drzwi do rozmowy o broni, w której my byliśmy zaskoczeni kulturą broni sportowej w Szwajcarii, a Szwajcarki były zaskoczone, że rutynowo uprawiamy wersję trapshootingu, która polega na wystrzeliwaniu pustych puszek po piwie z legalnie ulepszonej dolnej części AR15, aby potem można było je trafić za pomocą strzelby sportowej. Ta rozmowa skłoniła nas do zastanowienia się nad lukami pokoleniowymi w amerykańskim anarchizmie i nad tym, jak by to było dążyć do bardziej afektywnych spotkań, a nie tych schematycznych.

Ta “pogoń za afektywnym” nie poszła nam szczególnie dobrze, gdy jednej z nas stłukły się okulary w noc poprzedzającą nasz wykład, ale przedostatniej nocy w Saint-Imier udało nam się znaleźć źródło gabbera i hardteku, które każdego wieczoru usypiały nas z daleka. Zaczęliśmy od stoiska ze smażonymi przekąskami (gdzie muzyka nie miała odpowiedniego tempa) i minęłyśmy automat z serami. W końcu znaleźliśmy mini-rejw na polanie przy moście kolejowym. Gdy tylko zobaczyliśmy ich soundsystem, ci z nas, którzy mają akustyczne know-how natychmiast przejrzeli jego logistykę i wyciągnęli niezliczoną ilość pomysłów do zabrania do domu.

Zanim opuściliśmy region, udaliśmy się do położonego nad jeziorem miasta Neuchâtel. Oprócz pięknej błękitnej wody jeziora i kolorowych pruskich posągów, mury miasta były ozdobione graffiti – starymi dobrymi trzema strzałami zakrywającymi naziolskie tagi, “ZAD Partout!” i “Nique la Police”. Jak na zawołanie, na murze zobaczyliśmy słowa Mary Shelley, które stały się punktem wyjścia dla naszej zadumy.

Sztuka uliczna w Saint-Imier: fragmenty wiersza Arthura Rimbauda “Pijana łódź”.


Chór

Ostatnią rzeczą, jakiej doświadczyliśmy przed wyjazdem, był super-chór na rynku Saint-Imier, składający się z różnych chórów rewolucyjnych z całej Europy, śpiewających razem stuletnie pieśni anarchistyczne. Głosy z przeszłości, zwracające się do nas w teraźniejszości, były głęboko poruszające.

Trendy, kontrowersje, a nawet poszczególne osoby anarchistyczne przychodzą i odchodzą, ale duch tego, co robimy, jest większy od nas, starszy od nas. Zaszczytem jest być świadkiem przekazywania go z jednego stulecia do następnego.

Anarchistyczny śpiewnik otwarty na klasycznej piosence w Saint-Imier, 2023 roku.

  1. Mówiąc ogólnikowo, możemy scharakteryzować politykę związaną z tymi nurtami w następujący sposób: Proudhon (pro-rynkowy, anty-państwowy, anty-feministyczny, anty-insurekcyjny), Blanqui (anty-kapitalistyczny, pro-państwowy, anty-feministyczny, pro-insurekcyjny), Marks (anty-kapitalistyczny, pro-państwowy, pro-feministyczny, anty-insurekcyjny) i Bakunin (anty-kapitalistyczny, anty-państwowy, pro-feministyczny, pro-insurekcyjny). 

  2. Dwie amerykańskie sekcje Międzynarodówki reprezentował Gustave Lefrançais – anarchista, uczestnik Komuny Paryskiej i, nawiasem mówiąc, osoba, której zadedykowano słowa “Międzynarodówki” – rewolucyjnego hymnu. 

  3. Biorąc pod uwagę, że Pierwsza Międzynarodówka została założona w 1864 roku, pięć lat działalności “Międzynarodówki Antyautorytarnej” w latach 1872-1877 wypada dość korzystnie w porównaniu z ośmioma latami, przez które Marks był wcześniej zaangażowany. Ta druga część historii jest mniej znana po prostu dlatego, że zdecydowana większość historii Międzynarodówki została przekazana przez marksistów.