Aby pomóc ludziom zrozumieć, co dzieje się w Ukrainie i w Rosji, przedstawiamy relacje anarchistów z obu krajów. W pierwszym z nich przesiedleniec ze stolicy Ługańskiej Republiki Ludowej, jednego z dwóch obszarów wschodniej Ukrainy, który do czasu inwazji był rządzony przez finansowanych przez Rosję separatystów. Opisuje swoje doświadczenia związane z próbą ucieczki ze strefy wojny i warunki, jakie panują obecnie w Ukrainie. W drugim uczestnik protestów w Rosji opisuje wyzwania, przed jakimi stają Rosjanie. Robi to próbując zmobilizować się przeciwko wojnie w warunkach skrajnych represji.
Podczas gdy niektórzy rzekomi „lewicowcy” w anglojęzycznym świecie papugowali słowa Władimira Putina, usprawiedliwiając rosyjską inwazję winą NATO lub spekulując, że tysiące Ukraińców, którzy już zginęli, to faszyści. My wierzymy, że odpowiedzialne zaangażowanie w te wydarzenia musi skupiać się na głosach zwykłych Ukraińców i Rosjan, którzy sprzeciwiają się agresji militarnej. Zamiast być jedynie konsumentami informacji. Zamiast podsycać imperialne ambicje dyktatorów lub oczekiwać, że inne samolubne rządy powstrzymają te ambicje, musimy budować relacje prawdziwej solidarności. Z ludźmi, których ta inwazja dotknęła bezpośrednio — w Ukrainie, Rosji, Białorusi i gdziekolwiek indziej.
Ulotki antywojenne rozwieszone przez antyfaszystów w Nowosybirsku, Rosja.
An anti-war protester in Krasnodar, Russia.
Wywiad z uchodźcą z Donbasu w Ukrainie
W tym tygodniu w naszym podcaście „Ex-Worker” przeprowadziliśmy wywiad audio z anarchistą z Ługańska, w tej chwili uciekającym przez terytorium Ukrainy. Rozmowa dotyczy codziennego życia w czasie wojny, stanu wojennego, składu politycznego sił zbrojnych, oddolnej mobilizacji społeczeństwa do obrony i wzajemnej pomocy, sytuacji na granicy oraz sposobów, w jakie ludzie spoza Ukrainy mogą zaoferować wsparcie.
Dziękujemy, że zechciałeś z nami rozmawiać. Czy możesz się przedstawić?
Tak, nazywam się D-. Jestem 30-letnim nauczycielem języka angielskiego z Ługańska, samozatrudnionym, obecnie w Chmielnickim.
Czy możesz opowiedzieć nam trochę o sytuacji, w której się teraz znajdujesz?
Przez ostatnie pięć lat mieszkałem w Kijowie,. Jakieś pięć dni temu wraz z kilkoma innymi osobami i kilkoma zwierzętami postanowiliśmy ewakuować się z tego miasta. Wsiedliśmy do samochodu naszych przyjaciół, którzy pojechali z nami, i dotarliśmy do Chmielnickiego. Teraz utknęliśmy tutaj, ponieważ nasz samochód nie chce zapalić. Próbujemy go naprawić.
Ogólnie rzecz biorąc, Chmielnicki jest bardzo spokojny, w porównaniu z takimi miejscami jak Kijów czy Charków. Ale jest spokojny tylko pod względem, że tak powiem, działań wojennych — rosyjskich czołgów, ostrzału i tym podobnych rzeczy. Pod tym względem jest bardzo spokojnie. Ale nie jest spokojnie, jeśli chodzi o samopoczucie ludzi i ogólny nastrój miejscowej ludności. Jest dużo podejrzliwości, napięcia i nerwów. Każdego dnia miejscowi przewidują, że będzie to ostatni dzień, zanim rozpęta się tu piekło. W takiej sytuacji naprawdę trudno jest cieszyć się nawet względnym spokojem, jaki tu obserwuję, w porównaniu z miejscem, które opuściliśmy.
Tak wygląda obecna sytuacja.
Wiemy, że w całym kraju ogłoszono stan wojenny. Jak to wygląda, jeśli chodzi o życie codzienne?
Jak w każdym stanie wojennym, jest wiele cech wspólnych. Jedną z nich jest godzina policyjna, która została wprowadzona w całym kraju. Nie wolno wychodzić z domu po określonej godzinie. Obowiązuje również mobilizacja [tzn. pobór do wojska], która uniemożliwia wszystkim mężczyznom w wieku od 18 do 60 lat opuszczenie kraju, i wydaje mi się, że dzisiaj parlament zatwierdził plany prezydenta Zelenskiego dotyczące mobilizacji wszystkich. Wygląda więc na to, że w ciągu najbliższych dni dowiemy się, jak to się rozwinie. Ponadto istnieje wiele milicji (Obrona Terytorialna)— złożonych z ochotników, którzy zdecydowali się wziąć do ręki broń lub pomagać w inny sposób. Obecnie patrolują oni ulice. Próbują zidentyfikować każdego i ustalić, czy nie stanowi on zagrożenia dla Ukrainy.
W czasie wszystkich wojen, które widziałem do tej pory, jest o wiele mniej praw człowieka, na które można liczyć. Ale myślę, że dla większości ludzi na Ukrainie to wszystko ma sens – „dramatyczne czasy, dramatyczne środki”. Osobiście trochę się martwię, ponieważ jestem osobą, która już tego doświadczyła (w 2014 roku zajęto mój rodzinny Ługańsk) i wiem, że niestety bardzo często te drastyczne czasy mijają, ale drastyczne środki pozostają na lata. Na przykład godzina policyjna, która została ogłoszona w Ługańsku w 2014 roku, nigdy nie została zniesiona; minęło osiem lat, w ciągu których w zasadzie nie można było wychodzić z domu w nocy. Osiem lat patrolowania ulic przez wojsko, osiem lat stosowania wszystkich tych środków oszczędnościowych. Obawiam się, że Ukraina może wiele stracić w trakcie tej wojny. Jeszcze bardziej obawiam się, że te rzeczy pozostaną stracone, kiedy już ją zakończymy.
Nie zdawałem sobie sprawy, że byłeś tam również podczas wojny na wschodzie w 2014 roku. Czy jest coś, czym chciałbyś się podzielić na temat tamtych doświadczeń lub tego, jak wpłynęły one na to, czego doświadczasz teraz?
Oczywiście. Muszę przyznać, że w 2014 r. nie widziałem działań wojennych. Wyjechałem w kwietniu tego samego roku, nie wierząc, że wojna kiedykolwiek się rozpocznie. Zdecydowałem się na wyprawę rowerową do Gruzji. Więc przejechałem przez południową Rosję i dotarłem do Tbilisi, a kiedy tam dotarłem, był już maj 2014 r. i wtedy właśnie zaczęła się wojna. Planowałem więc podróżować przez kilka tygodni, a skończyło się na trzech latach, bo nie miałem dokąd wracać. Ominęła mnie więc wojenna część tego wszystkiego; widziałem, jak to wszystko się nawarstwiało. Widziałem wydarzenia, które do tego doprowadziły, ale nie byłem wcześniej ostrzeliwany — to mój pierwszy raz. Nie mogę więc twierdzić, że widziałem wojnę dwa razy; doświadczyłem jej w pewien sposób, w pewnym wymiarze, tylko dwa razy, ale wcześniej nie widziałem aktywnych pól bitewnych tak jak w tym roku.
Czy miałeś kontakt z ukraińskimi siłami zbrojnymi? Co wiesz o składzie sił zbrojnych na tym etapie lub o dynamice politycznej między ludźmi, którzy walczą?
Osobiście znam ludzi, którzy zgłosili się na ochotników do Obrony Terytorialnej z różnych środowisk. Są ludzie, którzy identyfikują się jako antyfaszyści i antyautorytaryści, którzy dołączają. Oczywiście jest też mnóstwo patriotów i nacjonalistów, którzy to robią. A także zwykli ludzie, których nie obchodzi polityka, którzy po prostu pod wpływem presji i chęci zrobienia czegoś, co przyspieszy zakończenie wojny, również zgłaszają się na ochotnika. Ale biorąc pod uwagę ogólną sytuację demograficzną Ukrainy. Brak jej różnorodności politycznej, więc naturalnie w jej szeregach znalazłoby się znacznie więcej osób o poglądach prawicowych niż w innych krajach. Ale moim zdaniem odzwierciedla to tylko rzeczywisty skład społeczeństwa ukraińskiego w szerszej skali, a nie to, że Obrona Terytorialna jest jakoś bardziej atrakcyjna dla prawicy niż dla antyautorytarystów.
Ale to tylko moje wrażenie; nie dysponuję liczbami.
Patrząc wstecz na dyskusje, które anarchiści prowadzili w tygodniach poprzedzających inwazję, jak sądzisz, co zrozumieliście lub trafnie przewidzieliście? Co Cię zaskoczyło?
Tak naprawdę nie byłem przygotowany na inwazję, mimo że wisiała ona nad nami od co najmniej roku. W zachodnich mediach zaczęto zwracać uwagę na tę sprawę na jakieś trzy, cztery miesiące przed jej rozpoczęciem. Myślę, że do ostatniej chwili większość cywilów miała nadzieję, że do tego nie dojdzie, ponieważ bardzo trudno jest spędzić cały rok w ciągłym strachu i przygotowaniu na swoje ostatnie dni. Myślę, że ludzie nabrali tu zwyczaju reagowania na wydarzenia w miarę ich rozwoju, przechodzenia przez mosty, gdy się na nie natkną, a nie wcześniejszego przygotowywania się na ich zawalenie. Pod tym względem mam wrażenie, że niewiele zrobiłem, podobnie jak większość ludzi, z którymi się zapoznałem.
Sposób, w jaki rozwinęła się wojna, jest również nieco zaskakujący. Miałem nadzieję, że plany Rosji będą miały nieco mniejszą skalę, powiedzmy skromniejszą — myślałem, że będzie to coś takiego, jak w 2014 roku w moim rodzinnym mieście, gdzie wszystkie postępy były czymś, co opisałbym jako dwa kroki do przodu, jeden krok do tyłu: odbijemy trochę terytorium, ale nie wszystko, co straciliśmy, aby każdy mógł poczuć się w pewnym sensie zwycięzcą, a potem to się skończy, przynajmniej ta szalona część, na lata. Niestety, wygląda na to, że moje naiwne nadzieje okazują się w tym momencie błędne. Nie jest do końca jasne, jaki jest cel strony atakującej, jaka jest jej gra końcowa i co chce osiągnąć. Skala inwazji jest ogromna, a zniszczenia nieporównywalne z tym, co do tej pory widzieliśmy wUkrainie w tym stuleciu.
W jaki sposób doświadczenie wojny kształtuje twój sposób myślenia o anarchizmie i zmianie społecznej, a także o tym, co powinniśmy robić?
Jestem mile zaskoczony reakcją wielu anarchistów. Bardzo szybko i skutecznie znaleźli swoje miejsce w tej wojnie; robią różne rzeczy, współpracują, organizują się i stawiają opór imperialnej inwazji. Nigdzie nie było tak wielu ludzi z lewicy walczących w wojnie, która rozpoczęła się w 2014 roku. Wydawało się wtedy, że wielu ludzi uważa, iż jest to ofiara, którą musimy ponieść dla pokoju. Mam tu na myśli terytoria utracone przez Ukrainę — że nie warto za nie przelewać niczyjej krwi. Istniała powszechna akceptacja tych strat. Ale wraz z nowym rozwojem wydarzeń — mam tu na myśli wojnę, która trwa już osiem dni. Wielu ludzi zrozumiało, że naiwnością było sądzić, że można nasycić tego smoka. Dopóki żyje, zawsze będzie znowu głodny, więc najwyższy czas, by okazać mu opór.
Jeśli chodzi o moje przemyślenia na temat anarchizmu… sposób, w jaki zachował się ukraiński rząd w tym okresie, sprawił, że niemal każdy stanął do walki. Jednocześnie nigdy w życiu nie widziałem tak ogromnego poziomu oddolnego organizowania się ludzi, którzy robią coś dla siebie nawzajem, współpracując na wiele sposobów za darmo. To imponujące i pokazuje, że anarchizm rzeczywiście ma ogromny potencjał, ponieważ widzieliśmy, jak sprawy mają się bez anarchizmu, bez zaangażowania ludzi w sprawę i bez zainteresowania robieniem wszystkiego, co w ich mocy, by wygrać wojnę — widzieliśmy to w 2014 roku. Krym został stracony bez jednego wystrzału, a następnie Ługańsk, został stracony również bez tej masowej i zaangażowanej walki. Nie chcę oczywiście umniejszać tego, co zrobiło tam wojsko, ale oczywiście nie ma to nic wspólnego z walką, jaką prowadzimy teraz. To mówi mi, że nawet w kraju, w którym takie idee jak anarchizm, antyautorytaryzm i ogólnie pojęta lewica były tak bardzo wypierane, marginalizowane i niemal wymazywane — nawet tutaj wciąż istnieje tak wielki potencjał i tak wiele ludzkich działań, by odeprzeć to, co jest rzekomo jedną z najsilniejszych armii na świecie.
Daje mi to więc dużo nadziei, jeśli chodzi o idee, które kiedyś wyznawałem i nadal wyznaję.
Czy możesz opowiedzieć nieco więcej o niektórych z tych sposobów oddolnej mobilizacji społeczeństwa?
Cóż, obecnie jest to widoczne w całym Internecie. Niektórzy ludzie wożą się nawzajem, pomagają w rekreacji, karmią się nawzajem. Opiekują się porzuconymi zwierzętami domowymi, pomagają w zaopatrzeniu medycznym, niektóre firmy — nie chcę tu wychwalać firm, ale nawet niektóre z nich podejmują działania, pomagając ludziom w logistyce, żywności, lekarstwach, we wszystkich podstawowych rzeczach, których ludzie potrzebują, zwłaszcza w takich czasach, kiedy normalne społeczeństwo załamuje się i reorganizuje, a ty nie możesz na nic liczyć; nie wiesz, czy usługi, na które zwykle liczysz, będą działać lub będą dostępne dla ciebie. W całym kraju ludzie bardziej się angażują. Ogromną rolę odgrywa tu Internet, a także sama desperacja i groza wojny. Kiedy jesteś uwięziony w jakimś miejscu i jest naprawdę przejebane, na pewno chcesz zrobić wszystko, co w twojej mocy, z kimkolwiek. Aby ulżyć cierpieniu swojemu i osób wokół ciebie oraz pomóc w jak najszybszym zakończeniu katastrofy.
Widzę wiele przykładów, jeśli chodzi o jedzenie, opiekę zdrowotną i udostępnianie ludziom miejsc, w których mogą się zatrzymać — ja na przykład od kilku dni nocuję u nieznajomego w mieście, w którym nigdy wcześniej nie byłem, i mam zapewnione wiele rzeczy, bez których inaczej musiałbym się obejść. To wszystko jest naprawdę inspirujące. Tak więc myślę, że ludzie stają na różnych frontach, z różnymi prośbami i problemami, których doświadczają inni. To inspirujące.
Słyszeliśmy, że w tym momencie ponad milion osób uciekło z Ukrainy od czasu rozpoczęcia inwazji. Czy możesz nam opowiedzieć o sytuacji na granicy? Czego się spodziewasz, kiedy tam dotrzesz?
Wciąż nie jestem pewien, czy będę mógł wyjechać. Pomimo tego, że jestem chory na cukrzycę, w moich dokumentach wojskowych jest napisane, że mogę służyć w czasie wojny, a właśnie taką mamy teraz. Myślę więc, że będę musiał zostać, chyba że miałbym ochotę na łamanie prawa. Ale niezależnie od tego, czy będę mógł wyjechać, sytuacja na granicach jest zdecydowanie trudna dla wszystkich, którzy tam przyjeżdżają. Wiem o kolejkach na granicy długich na 48 kilometrów, o kolejkach ludzi próbujących się przedostać; niektórzy spędzają całe dnie, próbując dostać się do Polski.
Warto wspomnieć, że osobom kolorowym, Latynosom, Afrykańczykom i wszystkim innym, jest znacznie trudniej przedostać się do Europy niż białym Ukraińcom.
twitter.com/MetroUK/status/1499712936218337283
Z doniesień wynika również, że jest wielu, którzy próbują wykorzystać handel ludźmi; mówiono kobietom, żeby były bardzo podejrzliwe wobec facetów oferujących „pomoc” w uzyskaniu bliższych miejsc w kolejce, ponieważ według tego, co słyszałem, to również może być pułapka. Jest wiele podejrzanych rzeczy. Niektórzy próbują też pobierać łapówki w wysokości tysięcy dolarów, aby ominąć kolejkę i inne tego typu rzeczy. Z drugiej strony znam ludzi, którzy robią różne rzeczy: goszczą w swoich domach w pobliżu granicy do dziesięciu osób, stale je karmią, oferują wszelką możliwą pomoc wszystkim, którzy próbują uciec. Są więc oczywiście okropne strony tej sytuacji, jak w każdym innym kryzysie, ale są też strony, które budzą nadzieję. Ale w tej chwili granica z Europą zdecydowanie nie jest miejscem, w którym można się wyluzować, to mogę powiedzieć.
W każdym razie tam właśnie się obecnie wybieramy, jak tylko naprawimy nasz samochód. Niezależnie od tego, co jeszcze się zadzieje, wydaje się, że w najbliższym czasie nie będzie tam ostrzału. Im bliżej Europy, tym będzie bezpieczniej. To główny powód, dla którego chcę jechać coraz dalej na zachód, tak długo, jak się da.
Czego oczekują ludzie, z którymi się tam spotykasz, jeśli chodzi o międzynarodowe wsparcie czy solidarność? Jak myślisz, jakie działanie mogłoby coś zmienić lub być skuteczne?
Cóż, to naprawdę zależy. Nie mogę być pewien, dokąd dokładnie trafiają pieniądze, gdy wysyłamy je do większości organizacji pozarządowych. Myślę jednak, że jest to prawdopodobnie dobre rozwiązanie. Większość ludzi potrzebuje teraz pieniędzy, praktycznie każdy, kto jest uwięziony na Ukrainie i nie może wyjechać, potrzebuje ich. Czerwony Krzyż, czy jakakolwiek inna grupa, co do której masz pewność, że nigdy nikogo nie skrzywdzi, która ma za zadanie jedynie łagodzić i zmniejszać cierpienie, nie byłaby złym wyborem. Każdy, kto jest na wojnie, potrzebuje przede wszystkim, żeby wojna się skończyła; na drugim miejscu są możliwości ucieczki od niej. Biorąc pod uwagę fakt, że obecnie Ukraina zamyka granice dla mężczyzn, którzy nie chcą walczyć, wszelkie sposoby obejścia tego problemu — na przykład lekarze, którzy sfałszują czyjeś dokumenty, by powiedzieć, że dana osoba jest bardzo chora i musi udać się na wizytę do Berlina czy Barcelony, czy cokolwiek innego… jest jeszcze za wcześnie, by powiedzieć, jakie rzeczy mogłyby być pomocne w tym zakresie, ale dla wielu mogą one być bardzo cenne.
No i wsparcie osobiste. Nie sądzę, by było wiele osób, które odmówiłyby teraz jakiejkolwiek pomocy dla Ukrainy. Jeśli znasz kogoś, kto jest w Ukrainie i masz dodatkową złotówkę — zrób to, wyślij ją do niego. Myślę, że bardzo trudno będzie im odmówić.
Jeśli chodzi o skalę geopolityczną, to w tym momencie mnie to przerasta. Najwyraźniej to, co Stany Zjednoczone robiły jako imperium zamorskie, nie przyniosło im wiele dobrego. W 2014 roku w milczeniu patrzyliśmy, jak nasze terytoria są anektowane bez większego oporu. A kiedy USA zaczęły wszystkich straszyć, ostrzegać i bardziej się angażować, mieliśmy jeszcze większą i bardziej krwawą wojnę. Nie sądzę więc, by cokolwiek, co Stany Zjednoczone są w stanie zrobić jako państwo, było dla nas bardzo korzystne. Mogę sobie tylko wyobrazić, co by się stało, gdyby Stany Zjednoczone zaangażowały się, że tak powiem, w terenie, ponieważ widzieliśmy, jak to się kończy w wielu innych krajach, takich jak Afganistan, Kurdystan itd.
Myślę więc, że pomoc powinna być oddolna, od ludzi dla ludzi, albo dla organizacji, które mają na uwadze interesy ludzi, a nie korporacji, rządów czy czegoś podobnego. Myślę, że byłoby to najbardziej efektywne wykorzystanie środków, które ktoś może przeznaczyć.
Czy jest jeszcze coś, co chciałbyś, aby nasi czytelnicy wiedzieli o tym, co dzieje się obecnie w Ukrainie?
Nie wiem. Myślę, że z Ukrainy, w odróżnieniu od Rosji i mojego rodzinnego miasta, dociera teraz mnóstwo głosów. Więc ludzie mogą wyciągnąć z nich średnią, aby uzyskać jakiś obraz tego, jakie są potrzeby, jakie są obawy i nadzieje. Wsłuchanie się w te głosy i okazanie solidarności to najlepsze, na co możemy liczyć. Ponieważ w miarę trwania tych wojen ludzie tracą nimi zainteresowanie. Dopóki jest to zainteresowanie, powinniśmy robić wszystko, by informować o tym, co się tutaj dzieje. A ci, którzy chcą pomóc, niech nie zwlekają z pomocą, bo prędzej czy później nie będą pamiętać, co to jest Ukraina.
Tak to już jest z tymi wszystkimi wojnami na świecie. Dwa tygodnie to zazwyczaj tyle, ile trwa uwaga, a przynajmniej tyle, ile trwa szczyt zainteresowania, zanim stanie się kolejną z tych wojen, które nikogo nie obchodzą.
Dziękuję za rozmowę z nami!_
Oczywiście. Dziękuję za rozmowę.
“Russia for sadness,” a play on the expression “Russia for Russians.” A sticker in St. Peterburg.
Moje dni w Rosji
Moje dni w Rosji są pełne napięcia.
Nie zrozumcie mnie źle, bomby nie spadają na nasze głowy. Ale patrzymy, jak bomby spadają na ludzi w Ukrainie. Moja rodzina powtarza za rosyjską telewizją: „Zelenski ukrywa wojsko w cywilnych obszarach miejskich — więc muszą je zbombardować”. Rozmowa z naszymi rodzinami i ludźmi na ulicach ma duże znaczenie — ludzie tak naprawdę nie popierają wojny. Ale często próbują sobie wmówić, że jest jakieś uzasadnienie dla niej. Nie chcą być współuczestnikami tego koszmaru. Z tego powodu w Rosji bardzo ważna może być rozmowa. W której ludzie czują się skonfrontowani i mogą zostać zranieni, a mimo to są w stanie odnieść się do tego, co mówisz, i słuchać tego, co mówisz.
Na co dzień represje są bardzo intensywne. Każdy, nawet małe dzieci, może być aresztowany za jakikolwiek protest z napisem na kartonie. W dzisiejszych czasach nie można stać w Rosji na ulicy i trzymać kartke papieru. Niezależnie od tego, czy jest na niej napisane „wojna”, czy nie — zostanie się aresztowanym. W Moskwie i Sankt Petersburgu policja bije ludzi. Nie wydaje się to jednak wielu przerażać. Wiele osób znów wychodzi na ulice, szuka sposobów walki, organizuje się.
Od dziś, 4 marca, protestowanie przeciwko wojnie lub rozpowszechnianie jakichkolwiek informacji o niej. Które nie pochodzą z oficjalnych źródeł państwowych, jest przestępstwem. Można za to zostać skazanym na karę do 15 lat więzienia. Jedna z gazet zareagowała, mówiąc, że być dziennikarzem jest jak być saperem — mylisz się tylko raz. Prokuratura państwowa stworzyła nawet specjalne jednostki do walki z ruchem antywojennym we wszystkich regionach kraju.
Mimo to, choć sytuacja jest trudna, nie znajdujemy się w sytuacji, w której musielibyśmy stawić czoła agresji militarnej. Tutaj człowiek ma wybór, czy chce z nią walczyć, czy nie. Może właśnie dlatego zbrojny opór wydaje się łatwiejszy: tak naprawdę nie ma się wyboru. Tutaj, w Rosji, aby przeciwstawić się wojnie, każdy człowiek musi dokonać oceny moralnej i oszacować ryzyko. Nie można pozostać biernym, zwłaszcza gdy agresja dokonywana jest w naszym imieniu. A przynajmniej w imieniu naszej narodowości, naszej rzekomej tożsamości. Jest to jednak wybór, którego trzeba dokonać. Przed takim wyborem stoją teraz ludzie w Rosji.
Do niedawna przez wiele lat nie było mnie w Rosji. Zanim wyjechałem, były tam represje, ale istniały sposoby na otwarte organizowanie walki politycznej, nie musieliśmy się zbytnio martwić aresztowaniami czy grzywnami. W niektórych przypadkach niepokój budziła ultraprawica; zawsze musieliśmy myśleć o różnych aspektach samoobrony. Ale w 2012 roku nie trzeba było mówić sobie czegoś w stylu: „Jestem anarchistą. Oznacza to, że muszę się przygotować na więzienie i tortury”.
Teraz nasze praktyki samoobrony obejmują pytania typu: „Jak uniknąć aresztowania za napisanie postu na Telegramie?”. Mówiąc w ten sposób, nasza samoobrona nie jest dziś nastawiona na obronę naszej wizji kultury, społeczeństwa, relacji i idei. Jest nastawiona na unikanie represji, na reagowanie na to, co robi państwo. Na zachowanie naszej indywidualnej wolności, na trzymanie się z dala od więzienia. I to jest wielka wada naszego ruchu w Rosji, jeśli spojrzymy na niego w perspektywie długoterminowej. Ponieważ w rzeczywistości nie mamy się na czym oprzeć. Nikt nie może nam niczego zagwarantować. Nie możemy nawet zagwarantować sobie nawzajem, że będziemy stać razem; trzymając się za ręce, patrząc sobie w oczy i wiedząc, że cokolwiek się stanie, będziemy towarzyszami i będziemy kontynuować walkę. Brakuje nam koleżeństwa, środków, infrastruktury, ideologicznej perspektywy dotyczącej tego, jak walczyć dzisiaj i jak kontynuować tę walkę przez następne dziesięciolecia. Mamy zbyt mało przekonania, że najlepszą rzeczą, jaką można zrobić dla swojej wolności, szczęścia, życia, jest walka. Brakuje nam przekonania, że jeśli walczysz, nawet jeśli zginiesz lub pójdziesz do więzienia, to warto, że podjąłeś właściwą decyzję. To właśnie ta myśl — że walka jest życiem, a życie walką — ta filozoficzna wizja, to poczucie, które może pozwolić wam odzyskać zmysły i utrzymać morale w najtrudniejszych sytuacjach.
Towarzysze, jesteśmy jedynymi, którzy mogą to sobie nawzajem zapewnić.
Teraz w moim mieście, daleko od Moskwy, żeby wyjść z plakatami i wykrzykiwać hasła, musimy odbyć całodzienne spotkanie, aby przemyśleć strategię i zmierzyć ryzyko w stosunku do zysków oraz pilną potrzebę zrobienia wszystkiego, co możemy natychmiast. W głosach moich towarzyszy słyszę niepokój i strach. To tłumi wyobraźnię. W takich chwilach czujemy, że jeśli nie potrafimy sobie wyobrazić naszego zwycięstwa, to nie możemy go odnieść. Teraz mamy trudności nawet z wyobrażeniem sobie, że sami organizujemy się i walczymy.
To jest różnica, którą widzę tutaj, teraz, po powrocie do Rosji po pewnym czasie nieobecności. To jest rozwój, który dokonał się tutaj w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Teraz każdy z nas musi się zastanowić, co jest gotów zrobić, zarówno indywidualnie, jak i zbiorowo.
Widzimy teraz, że musimy ciężko pracować nad przygotowaniem i organizacją w spokojnych okresach, a nie tylko w chwilach nagłych. Ponieważ teraz nie ma żadnej struktury, nie ma doświadczenia, które można by przekazać. Jest niewiele osób gotowych wziąć na siebie odpowiedzialność i postawić na szali, bo to się opłaca. Nie ma organizacji, która mogłaby przedstawić propozycje, jest tylko zamieszanie, strach, złość i poczucie bezradności.
Zauważyłem jednak jedną rzecz. Zastanawiam się, czy widzę to dlatego, że jestem anarchistą i chcę to widzieć, czy też widzę to, ponieważ dzieje się to naprawdę; ale wygląda na to, że ludzie czują, że Putin przekroczył ostatnią pieprzoną granicę. Widzą, jak ich rząd wszystkiemu zaprzecza. Podczas gdy w sieci krążą filmy pokazujące ukraińskie miasta wysadzane rakietami i cywilów rozerwanych na strzępy. Wydaje się, że minęliśmy jakiś punkt bez powrotu i ludzie się budzą. Wszystko jest jeszcze zagmatwane, ale hałas jest zbyt głośny i zbyt obecny, by można było długo pozostać w stanie snu. Wydaje się, że z każdym dniem ludzie budzą się coraz bardziej.
Protestujący przeciw wojnie w Rosji.
Kwestie zwycięstwa i porażki zawsze były dla nas, anarchistów, skomplikowane. Teraz, jeśli mamy sobie wyobrazić klęskę Rosji, warto zadać sobie pytanie, co by to oznaczało. Z jednej strony, wojny domowe zazwyczaj nie otwierają możliwości wyzwolenia ani nie prowadzą do rewolucji społecznej. Wręcz przeciwnie, zazwyczaj topią wszystkich uczestników we krwi. Zwycięstwo czysto militarne nigdy nie będzie zwycięstwem anarchistów. To, co uznalibyśmy za zwycięstwo anarchistów, będzie wymagało pokoleń rewolucyjnego wysiłku i rozwoju w społeczeństwie, obejmującego wiele frontów walki. Zaangażowanie militarne jest tylko jednym z elementów układanki samoobrony; nie jest ono możliwe bez większej tkanki społecznej i relacji społecznych, które zapewniają sens i cel samoobrony. Z drugiej strony, polityczna i militarna klęska państwa rosyjskiego i jego ideologii, jakkolwiek by ona nie wyglądała, może otworzyć pęknięcia; linie podziału, bramy do takich form rewolucyjnej zmiany społecznej, które dla ludzi w Rosji, „Więzieniu Narodów”, były nie do pomyślenia od około stu lat.
Dla niektórych ludzi w Rosji tym razem jest to teraz albo nigdy.
W związku z tym dostrzegam ogromny potencjał w ruchu feministycznym w Rosji. W tej chwili widzę, że uczestniczki tego ruchu robią wszystko, co w ich mocy; aby zorganizować się i przedstawić swój punkt widzenia na ulicach i wśród ludzi. Jeśli chodzi o przedstawienie wizji samoobrony, która łączy wiele form i znaczeń walki w konkretną filozofię. Wierzę, że anarchiści i feministki mogą zrobić to lepiej niż ktokolwiek inny. Szczególnie jeśli chodzi o walkę zbrojną; a prędzej czy później, zawsze tak się dzieje, ponieważ jest to część samoobrony, musimy uważnie słuchać perspektyw naszych feministycznych towarzyszek w Rosji i na całym świecie. Rozważając ich wkład i upewniając się, że jest dla nich miejsce na autonomiczną organizację. Możemy skorzystać z perspektywy kobiet, osób transseksualnych i niebinarnych, które doświadczyły organizacji i walki w Rojavie; może to dać nam wgląd w procesy rewolucyjne, o który trudno w innych okolicznościach.
W tej sytuacji można sobie wyobrazić dwa scenariusze rozwoju wydarzeń. Albo będziemy świadkami powstawania i umacniania się państwa autorytarnego w sposób, jakiego nasze pokolenie jeszcze nie doświadczyło. Albo wydarzenia będą się rozwijać w kierunku bardziej wolnego jutra, gdy reżim Putina będzie się rozpadał. A nasze społeczeństwo będzie wreszcie w stanie współpracować dla zmian i konfrontacji z konserwatywnymi elementami prawicy. (Które nie porzucą marzeń o rosyjskim świecie.)
Sama nadzieja nie wystarczy, aby ten drugi scenariusz stał się rzeczywistością. Będziemy musieli ciężko pracować nad jego urzeczywistnieniem już teraz. Wykorzystując wszystkie fundamenty, które pozostały z minionych dziesięcioleci. Oraz wszystkie wzorce, które pozostawiły nam poprzednie pokolenia towarzyszy.
„Tamten umarł. Ten też umrze”. Sztuka partyzancka na przystanku autobusowym w Rosji, kilka lat temu.
Dla nas jest jednak pewna różnica. Pośród takiej niepewności i niestabilności teraz jest czas; aby zacząć myśleć o dłuższej perspektywie. Wyobrazić sobie, gdzie chcemy być za dziesięć, piętnaście czy dwadzieścia lat. Możemy policzyć kroki, które musimy wykonać, cofając się od przyszłości. Którą chcemy osiągnąć, do sytuacji, w której znajdujemy się obecnie, aby określić, jakie kroki musimy podjąć dzisiaj. Oczywiście, wielu rzeczy nie jesteśmy w stanie przewidzieć z wyprzedzeniem. Ale w tym ćwiczeniu chodzi przede wszystkim o to, by traktować walkę jako zobowiązanie na całe życie. Rozumieć represje i rządy państw, które je obecnie stosują, jako poważnych wrogów. Lecz także jako epizody w znacznie większej walce historycznej. Która trwa od dawna i którą inni będą kontynuować, gdy nas już nie będzie. W takim rozumieniu siebie żyjemy w tej walce i w sposobach jej rozwoju — poprzez dziedzictwo, które pozostawiamy następnym pokoleniom.
W miarę jak w Rosji nasilają się represje, takie rozumienie rzeczy może nam pomóc przetrwać to, co nadchodzi. Być zdolnym do wytrwania w nadchodzących czasach. Może też pomóc nam określić nasze relacje z towarzyszami, u których boku walczymy, oraz z tymi, których jeszcze nie spotkaliśmy. A może ich być wielu — ta sytuacja dotyczy całego naszego społeczeństwa, zmieniając jego krajobraz.
Ten sposób myślenia może posłużyć do stworzenia współpracy i solidarności tam, gdzie wcześniej nie były one możliwe. Oraz do połączenia nas, anarchistów, z innymi ludźmi, z którymi moglibyśmy pracować nad stworzeniem lepszego świata. Ludzie wokół nas są wszystkim, co mamy, i musimy dobrze zrozumieć obecne linie rozłamu w naszym społeczeństwie. Nadszedł czas na odwagę i wytrwałość jak nigdy dotąd — i właśnie teraz, kiedy trudno sobie wyobrazić, co wydarzy się w przyszłym tygodniu. Musimy działać w taki sposób, by cokolwiek nadejdzie w kolejnych miesiącach i latach, móc być szczerym wobec siebie i móc spojrzeć sobie w oczy z dumą, miłością i uśmiechem.
cdn.crimethinc.com/assets/articles/2022/03/05/5.jpg